Miki był z nami przez 18 długich lat



Miki, grzeczny, bardzo kochany i spokojny kot. Nigdy nie sprawiał nam kłopotów. Był z nami przez 18 długich lat.
Umarł w niedzielę 22 września 2024 roku, przed południem. Pod koniec życia stracił wzrok, ale słyszał dobrze
i miał pełną świadomość. Czuł, że go bardzo kochamy. Gdy siedział na moich kolanach, mruczał głośno,
przytulając się mocno. Byłam bardzo szczęśliwa. Często domagał się jedzenia w ciągu dnia, jadł z apetytem,
zostawiając pustą miseczkę.

Kiedy stracił wzrok, przenieśliśmy go z części domu, w której mieszkają inne koty do naszej części domu. Wydzieliliśmy mu miejsce, aby łatwo trafiał do kuwety oraz miseczek z jedzeniem i piciem. Opanował to bezbłędnie. Był blisko nas, pod naszym okiem, zarówno w dzień, jak i w nocy. Po jedzeniu siadał na posłaniu i poduszkach z łapkami podwiniętymi pod siebie, spokojny
i szczęśliwy.

Pewnej nocy dostał drgawek i paraliżu łapek. Natychmiast wzięłam go na kolana, wyprostowałam sparaliżowane łapki, owinęłam puszystym kocykiem i mocno przytuliłam. Drgawki ustąpiły, a Miki, cieplutki i spokojny, zasnął razem ze mną na materacu. Rano, jak co dzień, poprosił o śniadanie, a w południe pojechaliśmy do kliniki weterynaryjnej. Opowiedzieliśmy o nocnym incydencie. Dostał leki wspomagające i przez następne dni czuł się bardzo dobrze, jakby nic się nie wydarzyło.

Niestety, w niedzielę 22 września drgawki i paraliż powtórzyły się, ale tym razem trwało to bardzo krótko. Umarł na moich rękach. Pozostał niewyobrażalny ból i pamięć o wielkiej miłości, jaką go darzyłam.

Urszula Mikołajczyk